Rozmowa z Izą, która zorganizowała swój ślub 5 września 2020, dowiesz się z niego, ile kosztuje wesele na 70 osób. Odcinki również znajdziesz na naszym kanale Youtube – Mówię o ślubie. Wolisz czytać niż oglądać? Świetnie! Scrollując niżej znajdziesz skróconą i pisemną wersję naszej rozmowy. Owocnych notatek!
Spis treści:
Wesele w czasach pandemii
Dominika: Zacznijmy od tego, że nie miałaś łatwej drogi do ślubu, bo to był czas Koronawirusa. Czas oczekiwania, czy do września nic się nie pozmienia i czy nie będzie lockdownu. Jak sobie radziliście w tym czasie?
Iza: Szczerze? Nie planowaliśmy żadnego planu B. Z decyzją odwlekaliśmy do ostatniej możliwej chwili. Bardzo wiele naszych gości dostało swoje zaproszenie 3 tygodnie przed ślubem. Dopiero miesiąc przed ślubem zaczęliśmy rozwozić zaproszenia ślubne, bo chcieliśmy mieć 100% pewności, że w tej kwestii nic się nie zmieni. Akurat był taki moment, że wprowadzono luźniejsze zasady organizacji ślubu, więc nam się udało. Przez cały ten czas, od marca do sierpnia nic nie robiliśmy. Odwlekaliśmy wszystko, co mogło być odwleczone. Wszystko, co robiliśmy skumulowało się w ostatnim miesiącu, a mimo to udało się wszystko bezstresowo ogarnąć. Jedyne, co mieliśmy załatwione – półtora roku wcześniej – to była sala weselna, DJ, fotograf ślubny i suknia ślubna, którą kupiłam wcześniej.
D: Dodajmy, że trafiłaś na tę jedną, jedyną suknię mimo tego, że ona nie była taka, jaką zakładałaś wcześniej. Prawda?
I: Tak, to prawda. W ostatniej chwili przy przymierzaniu sukien poprosiłam Panią, by pokazała mi taką, na którą ja prawdopodobnie w życiu bym nie popatrzyła, a ona czuje, że pasowałaby do mnie stylem i faktycznie… To było to!

D: To była Princesska, a wcześniej myślałaś, że Twoją sukienką będzie jaka?
I: Taka bardzo prosta, satynowa sukienka z ramiączkami. Po pierwsze kierowałam się tym, by była dobierana pod moją bieliznę ślubną. Po drugie, chciałabym by była tak totalnie gładka, bez tiulów i zbędnych dodatków.
D: Zaczęliście organizować wszystko na półtora roku przed ślubem, a wrzesień, to w sumie “gorący” sezon. Nie mieliście problemu z terminem i usługodawcami?
I: Wszystko zaczęliśmy od sali weselnej – sam termin warunkowaliśmy dostępnością lokalu. Pierwszych usługodawców, z którymi się kontaktowaliśmy, mieliśmy od Wedding Plannerki Magdaleny Kurłowicz. Otrzymaliśmy listę firm, które będą pasowały do naszego stylu, wizji oraz budżetu ślubnego. Niestety te firmy, które bardzo nam się podobały nie miały już terminów, ale bardzo fajnie się złożyło, bo te osoby poleciły nam inne firmy i w ten sposób udało się zachować podobny styl i jednocześnie znaleźć usługodawców.
D: Zdecydowaliście się na Hotel Bristol, który może wydawać się, że nie jest najtańszym miejscem na organizację wesela. Czy możesz coś więcej o tym opowiedzieć?
I: Wybierając lokal kierowaliśmy się przede wszystkim ofertą menu i jedzeniem. To nasz ogromna pasja i wręcz prawdziwa miłość! Chodziliśmy po różnych restauracjach i skupialiśmy się na tych miejscach, które są popularne pod kątem wesel. Całkowitym przypadkiem trafiliśmy do Hotelu Bristol Rzeszowie. Gdy tylko skosztowaliśmy przykładowy lunch, który był tam serwowany, to byliśmy wręcz w siódmym niebie. Wszystko przyrządzone ze smakiem i gustem. Postanowiliśmy, że to jest ogromny atut tego miejsca, dlatego liczyliśmy się z większym niż “standardowo” wydatkiem. Natomiast gdy otrzymaliśmy ofertę ślubną i mogliśmy ją porównać do innych lokali, to nasz zdzwinienie było ogromne! Ceny nie różniły się drastycznie – w zależności od wyboru pakietu było może wyższe o 5-10 złotych od osoby, więc byliśmy w pozytywnym szoku. Dodatkowo sala i jej wystrój skradły moje serce, jest przepiękna! Decyzja dosłownie zapadła w przeciągu 5 minut i od razu zarezerwowaliśmy termin. Dlatego, możemy obalić ten mit, że nie zawsze sala, którą z pozoru mamy za drogą – rzeczywiście taką jest.

D: W dodatku tę salę dopieściła Wam firma dekoratorska. Możesz powiedzieć, czym kierowałaś się przy wyborze dekoratora i na co – Twoim zdaniem – warto zwrócić uwagę?
I: Sprawę dekoracji ślubnych zostawiliśmy na sam koniec. To była jedna z ostatnich rzeczy, którą dopinaliśmy. Mój narzeczony napisał wtedy na jednej z grup ślubnych na Facebooku, że poszukujemy dekoratora do sali na ten konkretny termin. Jedną z ekip, która się zgłosiła była Fabryka Ślubu. Firmę wcześniej kojarzyłam jedynie z nazwy, natomiast kontakt z nimi był niesamowity. Dosłownie wszystko załatwialiśmy ekspresowo. Ja nienawidzę załatwiać spraw przez Internet czy telefonicznie, dlatego od razu umówiliśmy się na spotkanie. Spodobały mi się propozycje Pani Magdy, która totalnie wyczuła mój klimat, a w dodatku wiedziałam, ze między nami jest taka dobra “chemia”. Podaliśmy jaki mamy budżet weselny, a Pani określiła nam, co w tym budżecie możemy mieć.

D: W takim razie, co było takim największym wyzwaniem dla Ciebie na etapie organizacji ślubu?
I: Miałam kilka trudności. Pierwszym wyzwaniem było to, że moi rodzice są po rozwodzie. Na co dzień nie utrzymają kontaktu ze sobą i nie wiedziałam, jak zareagują na to, że będą bawili się na jednej imprezie. Bardzo się o to martwiłam i stresowało mnie to. Mimo tego, że wszyscy dookoła powtarzali mi, że to jest mój dzień i rodzice z pewnością, to uszanują, natomiast bardzo się o to martwiłam. Wyobraźnia w mojej głowie robiła swoje. Gimnastykowałam się z tym, jak ich usadzić na sali, tak by mieli kontakt z gośćmi, byli w miarę blisko mnie, a jednocześnie w miarę daleko od siebie i nie czuli się skrępowani. W dniu ślubu okazało się, że było to zupełnie niepotrzebne, a moi rodzice zachowali się niesamowicie. Aż momentami stawały mi łzy w oczach, bo zrobili to z niesamowitą klasą, tak że mogłam na maxa cieszyć się tym dniem. Jestem im bardzo wdzięczna.
Druga sprawa, która była na trudna, to ceremonia ślubu. Zaraz po zarezerwowaniu sali weselnej dzwoniłam do Urzędu Stanu Cywilnego, czy mogę zarezerwować termin, na to Pani powiedziała, że:
– Dokumenty są ważne pół roku
– Rozumiem, ale czy mogę już się zapisać?
– Dokumenty są ważne pół roku
– Czyli mogę, czy nie mogę?
Musiałam czekać dokładnie, by ten okres od rezerwacji do dnia ślubu nie był dłuższy niż pół roku. Gdy poszliśmy do Urzędu zapisać się na konkretny termin, okazało się, że w dniu naszego ślubu nie odbywają się żadnej ceremonie prowadzone w ratuszu ponieważ dokładnie wtedy wypadają europejskie dni “czegoś-tam”. Nawet nie pamiętam pełnej nazwy. Moje całe plany legły w gruzach. Wszystko jest już dopięte na tę konkretną datę, moje marzenia, o tym by brać ślub w ratuszu na rynku w Rzeszowie nagle prysły, a dodatkowo sam Hotel Bristol mieści się dosłownie 100 metrów od ratusza. Wszystko było wręcz idealnie do tego momentu, a tu nagle okazuje się, że nie możemy wziąć tam ślubu i musimy szukać jakiejś alternatywy. Rozważaliśmy ceremonię w innym urzędzie, natomiast moi teściowe zasugerowali, że najskuteczniej może być po prostu wzięcie urzędnika w dowolne miejsce, które sobie wybierzemy. Na wstępie nie byłam do końca przekonana do opcji brania ślubu na sali. Dziwnym zbiegiem okoliczności, dosłownie na drugi dzień po naszym dylemacie ogłoszono nowe obostrzenia w związku z koronawirusem i całkowicie temat ceremonii zszedł na drugi plan. Po prostu zostawiłam ten temat na kilka tygodni. Za jakiś czas, dzwonię ponownie do Urzędu, po czym okazuje się, że… jednak tego dnia są udzielane śluby, natomiast została już tylko godzina 11:00.

D: O matko! I co zrobiliście?
I: Wyobraziłam sobie, że żeby ogarnąć się na ceremonię o 11:00, to nasz dzień ślubu musiałby się zacząć chyba o 6 rano! Sama impreza zaczęłaby się już o 14:00. Przeraziłam się takim scenariuszem. Dumałam i dumałam nad tym, bo z jednej strony moje marzenie o ślubie w ratuszu znów było możliwe, a z drugiej strony zupełnie obawiałam się, jak ten dzień będzie mógł wyglądać. W między czasie sporo osób znów przypominało nam o pomyśle z rezerwacją samego urzędnika w określone miejsce. Pomyślałam, że spytam w Hotelu, czy w ogóle jest taka możliwość. Poszłam do Hotelu z małą nadzieją, a dosłownie dostałam szoku. W recepcji dowiedziałam się, że osoba koordynująca nasz ślub… zwolniła się z pracy. Tym samym byliśmy zobowiązani wysłać oficjalnego maila z prośbą o przydzielenie nowego koordynatora. Myślałam, że zwariuję. Chciało mi się płakać i byłam potwornie wściekła! Miałam wszystkiego dość… i znów porzuciłam temat. Potrzebowałam przerwy od tego wszystkiego. Wróciliśmy do tematu na dwa miesiące przed ślubem. Okazało się, że w Hotelu można wziąć ślub nie tylko na sali, ale również na foyer, które mieści się nad recepcją, które jest bardzo klimatyczne. Cieszyłam się ogromnie, że ceremonia będzie mogła się tam odbyć, bo nie wyobrażałam jej sobie na klasycznej sali. Podjęliśmy decyzję i tak zostało. Okazało się, że to był strzał w 10!
D: Ilu dokładnie mieliście gości na ślubie i weselu?
I: Planowaliśmy ok. 110 osób, a finalnie było 70 osób. Wyszliśmy z założenia, kto chciał, komu bardzo zależało, to faktycznie był. Okazało się, że to wyszło rewelacyjnie. Były z nami te osoby, które na prawdę chciały się bawić. Nikt nie siedział naburmuszony czy też przyszedł “bo wypadało”. Goście bawili się genialnie!

Ile kosztuje wesele na 70 osób?
D: A co z budżetem? Ile zakładaliście, a ile finalnie kosztował ślub i wesele?
I: W pierwszym momencie, gdy mieliśmy naszą wstępną listę gości weselnych i robiliśmy ogólne szacunki, to zakładaliśmy budżet ok. 70 tysięcy złotych. Koniec końców wyszło znacznie mniej. Nie chodzi tyle o zmniejszoną liczbę gości, a o to, że sporo z dodatków, które wstępnie planowaliśmy były finalnie zbędnym wydatkiem, który na wstępie zakładaliśmy, a okazało się, że wcale ich nie potrzebujemy. Nawet robiąc pierwsze założenia budżetu ślubnego, nie obserwowałam jeszcze MOŚa, więc nawet nie wiedziałam, z czego i ile tak naprawdę można zejść. Działaliśmy wtedy po omacku. Finalnie zmieściliśmy się w budżecie ok. 40 tysięcy złotych!
D: WOOOW! A możesz zdradzić, na czym udało Wam się najwięcej zaoszczędzić, jeśli chodzi o te wszystkie wskazówki ślubne?
I: U mnie dużo zrobiła suknia. Kupiłam używaną na OLX za 800zł (!), a była praktycznie idealna z tą, którą mierzyłam w salonie. Różniła się jedynie tym, że nie miała określonego wzoru na gorsecie, tylko miała takie delikatne koraliczki. Dużo też zastanawialiśmy się nad animatorem dla dzieci. W pierwotnym planie było zaproszonych aż 16 dzieci w różnym wieku. Tutaj bardzo dużo posiłkowałam się wskazówkami z filmów MOŚa. Koniec końców okazało się, że zrezygnowaliśmy z animatorki, ponieważ większość gości zadeklarowało, że będzie… ale bez dzieci. Dlatego dla czwórki dzieci, które były poniżej drugiego roku uznaliśmy, że nie opłaca się rezerwować animatora. To była bardzo słuszna decyzja.

Podziękowania dla rodziców
Z MOŚa też sporo skorzystaliśmy tworząc prezenty ślubne dla rodziców – inspirowaliśmy się Twoimi podziękowaniami, a dodatkowo mieliśmy też sporo swoich szalonych pomysłów. Wszystkim podobał się nasz filmik.
D: Sami nagraliście film z podziękowaniami?
I: Tak… i to też była spora oszczędność. Nagraliśmy go sami, a co najśmieszniejsze – nagraliśmy go w czwartek. W piątek Bartek go zmontował i w sobotę była premiera! 🙂
D: Mega! A jakie 3 wskazówki dałabyś przyszłym Parom Młodym na etapie organizacji ślubu, na co powinni zwrócić uwagę?
I: Najważniejsze dla mnie było to, by było dobre jedzenie, dobra muzyka i dobry alkohol. U nas to założenie sprawdziło się idealnie.
1 – Jedzenie. Jak wspomniałam wcześnie, pod względem jedzenia Bristol jest niesamowity. Otrzymaliśmy również propozycję różnych menu: dla dzieci, dla wegetarian czy dla osób nietolerujących laktozy. O wszystko się postarali.
2 – Muzyka. Zdecydowaliśmy się na DJa, bo nie wyobrażałam sobie, by ktoś grając “interpretował” moje ulubione utwory, a w dodatku nie chcieliśmy też takich klasycznych, weselnych klimatów. Trafiliśmy na takiego DJa, który grał dokładnie pod nas. Wszyscy go chwalili! Nawet nasz fotograf mówił, że pierwszy raz na weselu bawił się do Queen! Nawet wujkowie mojego Bartka mówili, że ogromny szacunek za to, że leciała muzyka rockowa, a nie tylko klasyczne klimaty.
3 – Alkohol. Mieliśmy nieco mniejszą ilość gości niż zakładaliśmy, dlatego stwierdziliśmy, że postawimy na nieco droższą wódkę i serwowaliśmy Bjorn. Nie jest to popularna marka na wesela, natomiast wszyscy zachwalali. Dodatkowo mieliśmy również wino oraz whisky.
D: Co zrobiłaś z nazwiskiem po ślubie? Przyjęłaś nazwisko męża czy masz dwuczłonowe?
I: Mam dwuczłonowe, chociaż przyznam, że nie mogę się jeszcze przyzwyczaić, a pogarsza jeszcze sprawę to, że zawsze podpisywałam się najpierw nazwiskiem, a później imieniem. 🙂
D: Dziękuję Ci ogromnie za te wszystkie wskazówki i rozmowę.
Może Cię również zainteresować rozmowa z Anią, która zorganizowała wesele na 40 osób: